Dlaczego wstawanie o piątej rano przestało się u mnie sprawdzać?

Kiedyś

Mój każdy dzień zaczynałam pobudką o godzinie szóstej. Z czasem zmieniłam swoją rutynę wstając godzinę wcześniej. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że stopniowo budziłam się 10, 15 minut a nawet pół godziny (4:30!) wcześniej, by zdążyć się ogarnąć i dojechać na 7:00 do pracy (myślałam, że zmiana godziny z 8:00 na 7:00 będzie taka super i będę miała więcej popołudnia dla siebie).

Efektem tego o godzinie 19:00 byłam już tak zmęczona, że marzyłam tylko o pójściu spać. Oglądanie wieczornych filmów kończyło się tym, że zasypiałam zaraz po ich włączeniu i ułożeniu się wygodnie. Mój M. był na mnie zły, że nic nie można ze mną obejrzeć, ja sama na siebie również, ponieważ wiecznie chodziłam niewyspana i zmęczona. O zobaczeniu w całości ligi mistrzów, czy mistrzostw piłki nożnej mogłam pomarzyć, ponieważ przysypiałam w ich trakcie. 

Nie czułam też już przyjemności z wieczornych ćwiczeń (ja z tych, co wolą wieczorami zadbać o swoje ciało), bo kładąc się na macie, czułam, że zaraz zasnę. Dlatego wszystko wykonywałam w pośpiechu, z niedokładnością, z nastawieniem, że muszę, bo jak odpuszczę jeden dzień, to już odpuszczę na dobre. Jakby nie było, skończyło się to kontuzją, wynikającą z niepoprawnie wykonywanych ćwiczeń. Kontuzją, która sprawiła, że i tak musiałam odpuścić na dobre pół roku. 

Dodatkowo prowadziliśmy zupełnie inny tryb życia: ja ranny ptaszek, mój chłopak nocny marek. Nawet jeśli chciałam być już o 21:00 w łóżku by się wyspać, to nie bardzo miałam taką możliwość, ponieważ w drugim pokoju on prowadził ożywione życie towarzyskie (w ramach hobby gra w gry komputerowe), więc co chwilę wybudzały mnie jakieś jego komendy, okrzyki czy rozmowa. Nawet, gdy starał się być cicho, to w przypływie emocji dało się słyszeć jego podniesiony głos. Zdarzało się również, że wybudzały mnie wieczorne telefony znajomych, czy rodziny, bo nikomu nie przyszło do głowy, że ja po ósmej wieczorem szykuję się już do spania, by ostatecznie o 21:00 już spać!

Wielokrotnie sama siebie pytałam, jak to jest możliwe, że ludzie (zwłaszcza w wielorodzinnych domach) potrafią żyć w idei slow life, wstając skoro świt, celebrując każdy poranek, gdy reszta domowników jeszcze śpi lub w biegu szykuje się do pracy?

Poranna rutyna
1. Wschód słońca z mojego balkonu (celowo nie nakładałam filtrów, ponieważ chciałam pokazać czyste, naturalne zdjęcie).

No, ale co tam! Dam radę - pomyślałam i konsekwentnie wstawałam o piątej nad ranem (nawet w czasie pandemii i pracy zdalnej, by nie wypaść z rytmu dnia). Przecież od zawsze lubiłam takie spokojne poranki, gdy cały dom jeszcze śpi, a ja cichutko krzątam się po domu.

Później

Dopiero, gdy dotarło do mnie, że przez te pierwsze trzy godziny przed pracą (ponownie zaczęłam pracować od 8:00), niewiele robię dla siebie z przysłowiowego slow life (przeglądanie filmików na youtube to zwyczajnie marnowanie czasu), to zaczęłam odpuszczać. Budzik w telefonie zaczął mnie budzić stopniowo coraz później, aż ustaliłam, że optymalny czas na pobudkę to przedział od 5:30 do 6:30. Przecież nic się nie stanie, gdy wstanę 15 minut później, prawda?

Miałam wtedy czas od rana, by się ogarnąć, zjeść śniadanie i wyjść na spacer przed pracą zdalną (fajnie jest robić w pustym markecie samej zakupy 😃). Taki rytm dnia zdecydowanie mi odpowiadał, do momentu, gdy na dworze zaczęło robić się coraz zimniej i zimniej, a powietrze stało się zwyczajnie nie do zniesienia. Siłą rzeczy zaczęłam odpuszczać spacery poranne (bo cóż to za przyjemność spacerować w smogu?), więc nie czułam potrzeby zrywania się chwilę przed 6:00.

Poranna rutyna
1. Pomysł na śniadanie: naleśniki na słodko


Teraz

Obecnie nadal zaczynam swoją pracę od 8:00, a dzień rozpoczynam chwilę przed. Wystarczy mi 15 minut, by się ogarnąć i by z kubkiem pysznej herbaty zasiąść przed komputerem. Dawne drugie śniadanie w pracy, stało się tym pierwszym, a zamiast jeść obiad w południe, delektuję się pysznym smoothie lub wcinam jogurt. Nadal mam spokojny poranek, cichutko pracując przy komputerze, więc z mojej ulubionej porannej rutyny nic nie straciłam.

Naleśniki na śniadanie
1. Kolejna wariacja naleśnikowa :)


Moje popołudnia zdecydowanie się wydłużyły, a wieczorami nie przysypiam. Pilnuję, by zawsze spać minimum osiem godzin, bo straconego snu nie da się już nadrobić. Mam czas na spędzanie go wspólnie z najbliższymi, na cieszenie się zimowymi wieczorami. 

Czy brakuje mi tych rannych pobudek? Raczej nie, bardziej spacerów wczesnym rankiem, gdy całe miasto jeszcze śpi, a ja delektuję się rześkością poranka i łapię pierwsze promienie słoneczne. Na pewno od marca zmienię swój rytm dnia, by wygospodarować chociaż pół godziny na taki spacer. Nawet jeśli to jest wyjście tylko na chwilę, to lepiej funkcjonuje mi się po powrocie. Poza tym to właśnie po takich "wyjściowych porankach" czuć wiosnę w powietrzu, czy zbliżające się lato lub jesień. Nie chcę sobie tych doznać odbierać. 

A jak jest u Was?

Miewacie spokojne poranki wstając skoro świt, czy gonicie w biegu na ostatnią chwilę?

Komentarze

  1. Ja do późna wieczorem pracuję, więc potem staram się odsypiać, ale przy dzieciach w domu nie mam niestety tego komfortu. Poranne wstawanie jest jednak dla mojego organizmu lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię długo spać, później mam poczucie zmarnowanego dnia.
      Dlatego zastanawiam się jak wygląda takie wstawanie skoro świt w domach wielorodzinnych. :)

      Usuń
  2. Też wolałabym pospać odrobinę dłużej, bo mam podobny problem z wieczornym przysypianiem przy wstawaniu po 5 :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odsypiałam w weekendy, albo w piątkowe popołudnie, gdy wiedziałam, że pewne sprawy mogę odłożyć na sobotę, bo nie trzeba jechać do pracy. Ale nie zawsze mogłam sobie pozwolić na taką piątkową drzemkę, czy wylegiwanie się w łóżku. :)

      Usuń
  3. Mialam w przeszlosci podobnie z tym wczesnym rannym wstawaniem i ten sam problem wieczorem...Wszystko minelo gdy na swiecie pojawil sie moj syn , pobudki w srodku nocy spowodowaly ze cenilam kazda dodatkowa minute spedzona w lozku rankiem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, przy takim maluszku cała dotychczasowa rutyna wywraca się do góry nogami i funkcjonuje się według "zegarka" dziecka. :)

      Usuń
  4. Okrzyki w czasie gry skąd ja to znam :P. U mnie to Ci powiem różnie. Na pewno nie wystarczy mi 15 min. Może jeśli chodzi o ubranie się i ogarnięcie to tak ale tej chwili tylko dla siebie z kawą w łóżku potrzebuję :P. Kiedyś myślałam o porannych ćwiczeniach/spacerach ale szybko się zniechęciłam. Zwykle wstawałam godzinę przed pracą. A że teraz jestem w domu i mam bardziej elastyczną pracę to czasem jestem aktywniejsza nocą i 3h snu starczą, czasem śpię po 12 godzin i udaję niedźwiadka, który przesypia zimę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he :P no ja szybciutki prysznic przez te 15 minut i zaparzenie herbaty. Potem z kubkiem siadam przy biurku (jeszcze w szlafroku i z mokrymi włosami), szybki wgląd w pocztę, a później z doskoku ogarniam włosy, makijaż itp. :) Jeśli mam od rana napięty dzień, to wieczorem myję włosy, by rano jak najszybciej się ogarnąć, więc te 15 minut mam opanowane do perfekcji. :D Poranne ćwiczenia sprawdzały się u mnie, gdy byłam w szkole średniej i chodziłam do szkoły na bardziej popołudniowe godziny, w dorosłym życiu w ogóle to nie zdawało egzaminu, nawet przy pracy zdalnej. Kiedyś tak funkcjonowałam, trzy godziny snu i odsypianie weekendami. Teraz mój organizm potrzebuję trochę więcej godzin w łóżku. :)

      Usuń
  5. I to jest przykład tego jak każdy z nas jest inny i jak świat zewnętrzny trzeba dopasować do siebie a nie siebie do świata ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz